Estonia to kraj z trudną przeszłością. Długo nie było go na
mapach Europy a kiedy już na nie wrócił, szybko pojawiła się bestia ze wschodu
i połknęła ten niewielki, bałtycki kraj. Dla wielu Estończyków jedynym
ratunkiem i nadzieją na wolność wydawał się być niemiecki mundur. Ten sam,
którego tak nienawidzimy my Polacy, dla nich znaczył zupełnie co innego. Jeśli
komuś łatwo przyjdzie oceniać to negatywnie, niech wspomni naszą historię – też
innym zawierzaliśmy sprawę naszej niepodległości i nawet śpiewamy o tym w
hymnie. Loits, zespół z Tallinna, zakłada ten mundur i na swoich trzech
albumach opowiada nam o skomplikowanej historii swego kraju.
Muzyków
Loits ten mundur nie uwiera ani nie hańbi. Dla nich to najlepsza możliwa
droga, by przekazać nam przesłanie o historii Estonii. Trudnej, bo przecież
szybko okazało się, że ten mundur im całkowitej wolności nie zwróci (skąd my to
znamy?), mógł jednak zrzucić jarzmo sowieckiej okupacji a znając historyczne
łączniki Estonii z Niemcami, Skandynawią, Prusami, wybór był prosty. Pomimo
tego, nie są to rzeczy, które wszystkim przychodzą łatwo, ale ponieważ znam
historię mego kraju, ze zrozumieniem patrzę na Estończyków. Wolność to
największa wartość. I o tym wszystkim, choć nie tylko, opowiada Loits na swoich
trzech pełnych albumach i sporej ilości pomniejszych wydawnictw.
![]() |
Opowieści muzyczne i wizualne |
Na tamtejszej scenie to zespół legenda, grają już od około
dwudziestu lat. Posiadam ich dwa albumy, debiut oraz jego następcę, którego
właśnie postanowiłem Wam zaprezentować. To najlepszy wybór biorąc pod uwagę
opinię wokalisty zespołu, który twierdzi, że to właśnie na „Vere Kutse
Kohustab” znajduje się najlepsze oddanie i zdefiniowanie stylu zespołu, który
sam swoją muzykę określa jako Flak’N’Roll.
Cóż to takiego? Posłuchajcie płyty! A poważnie – struktura, budowa i
kompozycje utworów przywodzą na myśl Black metal i rzekłbym, że to fundament
Loits. Aranżacje jednak, brzmienie i wszelkie możliwe smaczki to już zupełnie
inna historia będąca wypadkową wielu styli metalu. Do tego dostajemy zróżnicowane
wokale, dawkę bardzo ciekawych klawiszy niejednokrotnie użytych w sposób mocno
niestandardowy dla metalu. Finalny efekt to metal ciekawy, jednocześnie prosty
i złożony, bogaty aranżacyjnie i bardzo mocno uzależniony od emocji oraz
tekstu. Tu treść jest naprawdę ważna i muzyka bardzo często podąża za nią.
Wokale są po estońsku, teksty też (na szczęście wkładka płyty zaopatrzona jest
w angielskie tłumaczenia) i naprawdę polecam się z nimi zapoznać. Tu nie ma
przypadkowości, Loits z rozmysłem snują te swoje opowieści historyczne, czasami
smutne, czasami podniosłe, ale zawsze szczere i przekonywujące. Po prostu
autentyczne.
![]() |
Zespół w okresie drugiego albumu |
„Vere Kutse Kohustab” z 2004 roku to bardzo dobry materiał, który
powinien odbić się dużo szerszym echem. Niestety, są ludzie, którzy na widok niemieckiego
munduru z okresu Drugiej Wojny Światowej, dostają apopleksji i nie zadają sobie
nawet trudu by pewne historyczne zawiłości poznać, że już o zrozumieniu nie
wspominam. Oczywiście płytę można kupić w kilku naszych distrach (podobno w
Niemczech są zakazani), tak więc szczerze polecam. I choć sam zespół istnieje
od dawna, to jest dla mnie jednym z większych odkryć tego roku. Teraz przede
mną mozolne kompletowanie dyskografii a tym samym grzebanie w historii małego
kraju, którego stolica mnie zachwyciła. Chętnie znowu się tam wybiorę a przy
okazji, kto wie – może jakiś koncert Loits?
Loits - "Vere Kutse Kohustab". Ledo Takas Records, 2005 rok, numer katalogowy Leta016CD.
"Vere Kutse Kohustab" na Discogs:
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza