Kiedy wydajesz płytę o jasno brzmiącym tytule „Metal to the Bone”, nie możesz oczekiwać, że ci którzy ją kupią zrobią to, bo będę liczyć na piosenki o miłości, rzewne melodie i frazesy „życie jest piękne”. Nie spodziewasz się, że para zakochanych będzie jej słuchała podczas romantycznej kolacji bo teksty mówią o uczuciu aż po grób. Wiesz dobrze, że nie kupi jej nastolatka siusiająca w majtki na widok zniewieściałego idola bo pomyliły jej się tytuły.
Kiedy wydajesz płytę o tytule „Metal to the Bone” nie oczekujesz że będą cię puszczali w radio, że będą cię słuchały panie u fryzjera a ludzie w makdonaldzie będą dyskutowali nad drugim riffem w trzecim numerze. Ani przez moment nie masz nadziei, że zagrasz na festiwalu sakralnym czy pikniku rodzinnym koła gospodyń wiejskich. Nie liczysz na posadę krytyka w żenującym show muzycznym ani na sesję zdjęciową w damskich futrach.
Nie. Kiedy nagrywasz płytę o takim tytule, wiesz, że nie będzie to materiał na radiowy i telewizyjny przebój. Wiesz, że będą cię słuchali zarośnięci maniacy w skórach i glanach. Że na twoich koncertach nie będzie niedzielnego kółka dla młodych ani angielskiego klubu dżentelmenów.
I właśnie na to liczysz. Dlatego nadajesz płycie taki tytuł i nagrywasz taką muzykę. Musisz jednak sprostać sile tego tytułu, bo ci zarośnięci maniacy w skórach nie są pierwszą lepszą tłuszczą która łyknie byle syf. Bo słyszeli już dziesiątki takich kapel i doskonale wiedzą, że nawet jak poskaczą do twojej muzy na koncercie wcale nie muszą słuchać jej w domu. A koncert też mogą spędzić na piwku przy barze a nie wciśnięci w barierki pod sceną.
Zielonogórski Warfist sprostał. Nagrał album dziki, brutalny i metalowy do szpiku kości. Dokładnie taki, jaki zapowiada tytuł.
Ocena: 8/10
Warfist - „Metal to the Bone”. Godz Ov War Productions, 2016 rok, numer katalogowy GOWPXXXIII.
"Metal to the Bone" na Discogs:
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza