Black metal to fajna muzyka, o ile słowo fajna jest tu na
miejscu w odniesieniu do jej klimatu. Chodzi mi o to, że możesz go grać od
dwudziestu lat tak samo i tak samo jak trzydzieści lat temu a to nadal jest
fajne. Bo z black metalem już tak jest,
że jak połkniesz tego bakcyla to nie puszcza, trzyma i jesteś w stanie
kompletnie nie zwracać uwagi, że w latach dziewięćdziesiątych słyszałeś już
takie płyty, że ten riff był już na setkach numerów, że tak krzyczy trzy
czwarte wokalistów itd. Kiedy więc trafia do Ciebie kolejna płyta Clandestine
Blaze, wiesz doskonale czego się spodziewać a i tak odpalasz ją z wypiekami na
twarzy. Bo to najczystszy, najprawdziwszy i kompletnie nieoryginalny w swej
formie black metal. I o to chodzi.
Mikko Aspa (człowiek odpowiedzialny za wszystko w Clandestine
Blaze) to żywy przykład na to, że nowości, trendy i najnowsze mody w muzyce
mogą omijać człowieka żyjącego w cywilizowanym kraju w dwudziestym pierwszym
wieku. A nawet jeśli zdaje sobie sprawę z ich istnienia to kompletnie je
ignoruje. I bardzo dobrze. Po co silić się na jakieś eksperymenty, udziwnienia
i kompletnie nikomu niepotrzebne wirtuozerie skoro można po raz kolejny
przywalić klasycznym, surowym i najprostszym w swej formie black metalem? No po
co? No właśnie, mówi Mikko, nie ma takiej potrzeby. I po raz kolejny wali nas w
mordę tym swoim ascetycznym graniem. I po raz kolejny pokazuje, że w tej
konwencji nie trzeba zjadać swego ogona, bo znowu udało mu się nagrać album
ciekawy, a jest to przecież jego dziewiąty pełnowymiarowy krążek. Napisałem
ciekawy? Mikko pewnie już się wkurza i ma rację, bo to płyta bardzo dobra!
Pierwszy numer niszczy kompletnie a potem poziom nie opada. Jest tak jak ma być
i tak jak było trzydzieści lat temu i na poprzednich ośmiu albumach. Czarno,
diabelsko, prosto i piwnicznie. I czego chcieć więcej?
Black metal to fajna muzyka, o ile słowo fajna jest tu na
miejscu w odniesieniu do płyt Clandestine Blaze. Chodzi mi o to, że zdaję sobie
doskonale sprawę z faktu, iż nie istotne ile jeszcze płyt wyda Mikko w takim
samym klimacie, wszystkie będę odpalał z wypiekami. I to jest w tej muzyce
fajne.
Ocena: 8/10
Clandestine Blaze - "City Of Slaughter". Northern Heritage Records, 2017 rok, numer katalogowy NH-100.
"City Of Slaughter" na Discogs:
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza